www.zakonnocnychwedrowcow.fora.pl
będziemy w przyszłości wymiatać na BK ^^

FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Czy ktoś pamięta tą legendę?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.zakonnocnychwedrowcow.fora.pl Strona Główna -> Kącik literacki
Autor Wiadomość
Redemptor
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:56, 12 Sty 2008    Temat postu: Czy ktoś pamięta tą legendę?

LEGENDA

Redemptor spojrzal w niebo...lubił spoglądać w niebo...jego aktualny stan przyczyniał się do tego, że postrzegał na wyżej wymienionym niebie zastępy aniołow...
-Yhm...-zajęczał jakby sam do siebie
"jesteś głupi, nie wiesz co tracisz, nie wiesz co możesz zyskać"...
oparł się o drzewo...od dłuższego czasu przedzierał się przez zastępy Dulchanów- potępionych krzyżowców...obserwując jednego z nich zastanawiał się, czy mógłby stać się jednym z tych bezmyślnych rykaczy...
-Yhm...-powturzył, jakby się chciał upewnić, że jeszcze żyje. Ale żył...bardzo tego żałował, gdyż rana z jego boku(sam nie wiedział czemu)poszerzyła się
-YHM!!!-prawie krzyknął.-Przepraszam...na co ty mnie skazałaś...
Spojrzał na ranę. Nie wyglądała najlepiej, choć z drugiej strony, nie była śmiertelna...
-Spirytus alkocholus, miej mnie w swej opiece-wysyczał. I umarł
--------------------------------------------------------------
Nie..nie umarl...zaledwie stracil przytomnosc...tak mu sie wydawalo...uchwycil rekojesc swego miecza-nikt go nie ukradl-pomyslal...i ruszyl dalej...
------------------------------------------------------------------
Menace śledził. Śledzony był okuty żelazo od stóp do głów, więc znalezienie tej osoby nawet w tłumie nie było trudno. Redemptor coś ukrywa, to było pewne. Pewne było również to, że mi nie ufa, z resztą bardzo słusznie. Możliwe , że śledzienie krzyżowca to zły pomysł niewadomo dokąd zmierzał ani kim wogóle jest ów rycerz z krzyżem na piersi. Wtem wydarzyło sie coś ciekawego. Z pod zbroi redemptora wypadło pióro i wten rozpłynęło się w powietrzu. Nikt nie zwrócił uwagi na to niewielkie zdarzenie, no prawie nikt. Menace postanowił dalej śledzić i nie przestać póki nie dowie się prawdy o swym niedawnym przywódcy.Czuł bowiem że coś złego jest w rycerzu, a Menace mimo swej niechlubnej w wiekszosci kregach profesji był skłonny do poświęcej na wspólnejgo dobra. Bo dobro wspólne bo w dużym stopniu moje dobro - pomyślał. I dalej śledził.
------------------------------------------------------------------
Nieświadom niczego krzyżowiec dotarł do opuszczonej przez bogów światyni...brama wisząca na jednym zawiasie skrzypnęła złowrogo. Redemptor przyklęnął
-Tak...tutaj się wszystko zaczęło...tutaj się wszystko zakończy-wstał
Nagle błękitna aura zmieniła kolor...na czerwony
-Taaaaak...tutaj odpoczę, tutaj się odrodzę po raz czwarty...
Śledzący nie miał szansy dostrzeżenia oczu Redemptora. Oczy te jednak nie były ludzkimi oczyma.
Mało kto wiedział, że zniszczona świątynia strażników nadchodzącego świtu była miejscem uwielbionym przez sługi zła. Redemptor wyciągnął miecz i zaczął biec. Zbyt szybko jak na człowieka...ciął gargulca, który stanął mu na drodze...
Tak...zdecydowanie Redemptor stał się silniejszy...i jeszcze mniej ludzki niż wcześniej...wbiegł do świątyni...
Sledzący go łotr słyszał brzdęk stali i śmiech...śmiech który nie należał do jego znajomego...
------------------------------------------------------------
Chwile pomyślał, że nierozsądnym by było wchodzić do tych złowrogich ruin. Jednakże ciekawość była silniejsza. Wszedł do środka. Z chwilą gdy przekraczał próg owiało go przejmujące zimno. Czuł się jakby krew w nim zamarzała. Te kilka metrów które dzieliło go od głównej sali było jakby wiecznością. Menace jednak musiał wiedzieć, musiał podać sekret owego człeka podającego się za świątobliwego człowieka. Z chwilą gdy dotarł do głównej sali chłód przestał mu dokuczać. Teraz było gorzej. Wszelkie cienie z tego pomieszczenia oplotły go, Menace czuł że staje się to czego się od zawsze obawiał, że pochłania go cień, że cień chce go posiąć i wypłukać jego duszę, Menace był zagubiony począł szukać myśli która go ocali, coś czego cień się ulęknie. Wtem przypomniał sobie słowa, nie pamiętam skąd je zna , ale czy to ważne. "Noc to nie tylko ciemność, ale także księżyc który oświetla ludziom drogę" - pomyślał a cienie od niego odstąpiły. Gdy oprzytomniał zupełnie, to zobaczył znajomą postać w zbroi, znajomą a jednak obcą, mroczną i pełną cienia.
------------------------------------------------------
(Jasne Menace!Wink Dawaj, ciekawe co nam z tego wyjdzie:). Pele mele, to już byłoWink.

Kiedy Menace dostrzegł w końcu Redemptora, ten znajdował się przed głównym ołtarzem...stał przed ogromną bramą zza której emanował nieprzenikniony mrok...chyba zorientował się, że coś się działo kilka metrów za nim, jednak zignorował to...przekroczył bramę.
Gdy znalazł się w środku sceneria zmieniła się...stąpał po mlecznej drodze, a wokół niego tańczyły gwiazdy i planety...Gdzieś w oddali majaczyła sylwetka...zbyt jednak daleko, aby Redemptor mógł ocenić któż taki wyszedł mu na przeciw. Przyspieszył kroku. Z czasem dostrzegł rycerza w czarnej zbroi. Na jego piersi widniał dumnie czerwony krzyż, mniejszy niż ten noszony przez krzyżowców.
-Paladyn-szepnął sam do siebie Redemptor. Jego pewność siebie właśnie go opuszczała...a może nigdy jej nie miał? Postać poczęła zbliżać się w jego stronę...Kiedy zbliżyła dystans do sześciu kroków, zaatakowała bez ostrzeżenia. Tarcza tajemniczego Paladyna śmignęła tuż obok głowy krzyżowca.
-Kim jesteś?!? -krzyknął Redemptor. Jednak zamiast odpowiedzi postać zaczęła intonować zaklęcie lustrzanej tarczy. Po chwili otoczyła ją znana dobrze crusaderowi błękitna poświata.
-Dobrze więc...będziemy walczyć-Redemptor wyciągnął z pochwy ognistego flamberga.
Jednak tajemniczy nieznajomy najwidoczniej nie zamierzał pozwolić Redemptorowi podejść na zasięg miecza. Kolejny rzut tarczy odsunął krzyżowca w tył. Zwykle ta technika ogłuszała przeciwników. Na Redemptorze nie zrobiła jednak specjalnego wrażenia. Począł biec, kiedy Paladyn wyrzucił tarczę...wiele tarcz...
-ugh...syknął krzyżowiec przyklękając...jego zbroja pękła w pół i upadła z brzdękiem na ziemię...Redemptor rozwinał skrzydło...czarne, lśniące pióra odbijały blask księżyca...krzyżowiec spojrzał z nienawiścią na swojego przeciwnika i...zamarł...stojący naprzeciw niego Paladyn był dumnym posiadaczem czterech skrzydeł które właśnie majestatycznie rozpostarł...
-Kkim, czym ty u diabła jesteś!?!-wrzasnął jednoskrzydły...
Jego oponent ściągnął z głowy hełm i...Redemptorowi zabrakło tchu...twarz paladyna była twarzą Redemptora...
-Hohohohoho...jestem tym, czym nigdy się nie staniesz, jeśli nie dasz sobie szansy...spójrz na siebie!! Targany emocjami zatracasz swoje marzenia, ideologie...nie jesteś godzien nawet jednego skrzydła...Kim jestem? JAM JEST REDEMPTOR!! STRAZNIK NOCY, OBRONCA NOCNYCH WEDROWCOW!!Powiedz mi jednak...kimże ty jesteś istoto łkająca z powodu przyziemnych spraw? Nie jesteś już człowiekiem Redemptorze...przestań myśleć jak człowiek...a teraz idź...udowodnij sobie, że jesteś lordem nocy...nie dla innych...dla siebie...
W głowie crusadera przewijały się obrazy...obrazy które zadawały mu zwykle ból...Podniósł się...
-rozumiem-rzekł cicho...schował miecz do pochwy...jego oczy na powrót przybrały kolor lazuru...aura uspokoiła się...-dziękuję, po to tu przyszedłem-i odszedł w miejsce z którego przyszedł...jego myśli były teraz zadziwiająco czyste...jak i zbroja...skąd miał zbroję? Czy wszystkie wydarzenia były jedynie iluzją, wytworem jego jaźni?

Paladyn obserwował odchodzącego krzyżowca. Wiedział gdzie się uda. Pojedzie do Commodo, gdzie będzie trenował. I stanie się Paladynem...on już nim był, tylko o tym nie wiedział...wszakże wywodził się z gatunku ludzkiego, ludzie lubili błądzić...lubili tracić wiarę...Redemptor był jednak jak noc...Poprzez czerń rozpaczy przebijały przezeń światełka nadziei i olbrzymia blada tarcza wiary...Dlatego pan nocy obrał go za swego anioła, głosiciela wiary w noc...czuł, że Redemptor jeszcze nieraz go zaskoczy, jeśli tylko w chwilach słabości będzie rozpalał w nim gwiazdy nadziei...
---------------------------------------------------------------------------------
Menace wszedł wbrew temu co mu mówiło ciało i umysł. Jakaś siła pchnęła go to tego. Podobna siła która wyczuł wokół Redemptora.
Ku jego zdumieniou po wejściu do sali nie zobaczył Redemptora. Widział za to postać jakby złożoną w cienia, będącą jednością z nocą.
- Witaj -powiedziała postać - Menace, dalej ciekawski i dalej nieostrożny
- Kim jesteś - bąknął Menace - i skąd znasz moje imie ?
- Jestem jednym z tych którzy opanowali cień. Nie można mnie znaleść ani przede mną uciec. Jestem tropicielem.
Tropiciel pomyśłam Menace , do tej pory sądził iz są oni legendą stworzoną przed adeptow cienia by stworzyć ideał do którego mogliby dąrzyć. Miał przeczucie , że nie jest to najlepszy moment by weryfikować swoją wiedzę na teamt tego co fałszywe, a co prawdziwe.
- Cóż to mowę ci odjęło - kontynuowała postać.
- Kim jesteś ? - wybąknął Menace sądząc iż jest to jedna z najbardziej niebespiecznych pytań. Miał świadomość , że się powtarza ale musiał wiedzieć więcej
- Pokaże ci coś.
Powietrze zadrżało. Wnet pojawiło się lustro w którym widział odbicie Redemptora rozmawiającego z Redemptorem. Dochodziły do niego jakby pomróki rozmowy. Jedyne co nich potrafił wywnioskować to to , że rozmawiali o przeznaczeniu.
- To lustro pokazuje co dzieje się teraz w tym miejscu. Ta sala ma niezwykłą właściwość. Może tu znajdować się wiele osób, a mimo to nie doświadczą one swojej obecności
Menace'a naszła śmiała myśl. Wydawało mu się to niemożliwe,a jednak...
- Redemptor rozmawiał ze sobą, z przyszłym sobą. Więc ty jesteś mna z przyszłości
- Prawie. Jam jest oko księżyca i płaszcz nocy. Patrze na nocnych wędrowców i ochraniam ich, patrze również na ich wrogów by nie uczynili im krzywdy. Nie jestem tobą , jestem tym kim możesz się stać. Odnajdź swoje ideały zapomniane, napraw świat i zjednocz go pod wspólna flagą, gdyż tylko tak ochroni się on przed cieniem. Bądź przykładem dla wielu, stań się mną. Podążaj za swymi ideami, a zyskasz wielką siłę jeśli tylko ich nie zdradzisz.Teraz jednak jestes za słaby, musisz być silny by wypełnić przeznaczenie które sam sobie piszesz, albo pozostać słaby i wykonać to co jest ci pisane. Wybieraj !
Postać rozpłynęła się . Cień zniknął wraz z nią. W pomieszczoniu było teraz jasno. Menace usiadł na posadzce i chwilę pomyślał. Następnie wstał i powiedział do samego siebie.
- Czas znaleść Redemptora i ustalić przeznaczenie. Nasze wspólne przeznaczenie.
----------------------------------------------------------------------
Mroczny paladyn podążał mleczną drogą...obserwował stąd poczynania Menace,a oraz Redemptora...Uśmiechnął się sam do siebie...może w tym tkwił klucz...cele łotra i krzyżowca były zbliżone...Jeden chciał aby pamięć o nim trwała wiecznie, drugi chciał trwać wiecznie...dwoje z pozoru normalnych ludzi, których łączyła ambicja i pasja...przyjdzie czas, że będzie musiał sprawdzić swoich poddanych...on był bowiem nocą...i to pod jego opieką znajdował się każdy z nocnych wędrowców...Ci dwaj jednak...wiedzieli czego szukali w tej wspólnocie...Bóg nocy liczył na to, że będą zarażać swoją pasją innych...w Nightwalkers źle się działo...brakowało ludzi z pasją...ambitni-owszem, byli...jednak sama ambicja nie wystarczała...musieli być ambitni i posiadać swoją pasję...a Ci dwaj chcieli trwać wiecznie...
-------------------------------------------------------------------------
Kiedy Menace'a odnalazł Redemptora, zobaczył go walczacego z potworami w Comodo. Redemptor widać chciał się dotrenować, chciał stać się zwym przyszłym sobą Wypełniał swe przeznaczenie. Redemptor zdziwił się gdy go zobaczył.
-Witaj mój drogi - powiedział Redemptor próbując zamaskować stan swej psychiki - co cię do mnie sprowadza
- Daruj sobie - odrzekł Menace - wiem co się wydarzyło. O rycerzu w czarnej zbroi i o kimś jescze innym którego ty nie znasz.
- Więc- odrzekł Redemtptor
- Mamy działać wspólnie, bardziej wspólnie niż zwykle. Lecz pierw musisz mi powiedzieć czego chce noc - twój pan. - to decydująca kwestia
------------------------------------------------------------------------------
Yhm...-mruknął Redemptor spoglądając w oczy swego rozmówcy. Zdjął chełm, pozwalając jednocześnie łotrowi spojrzeć w swoje oczy. Zdecydowanie były to oczy człowieka zmęczonego-więc chodźmy gdzieś, gdzie nie będziemy narażeni na to, że ktoś będzie nas podsłuchiwał.
I opuścili plażę. Skierowali swoje kroki do lasu znajdującego się nieopodal Commodo. Redemptor usiadł opierając się o drzewo.
-Cóż łotrze...odnoszę wrażenie, że ten któregoś spotkał i ten któregom spotkał ja, to jedna i ta sama istota...Mój pan nie jest nocą...on jest bogiem nocy...a czegóż bogowie mogą chcieć od ludzi...swego czasu, dawno temu dopuściłem się do straszliwego czynu. Teraz odkupiam swoje winy...Nie wiem dlaczego mój Pan z Tobą dyskutował...analogicznie nie wiem czego może chcieć od Ciebie...zaś misja jaką powierzył mi...jest moją tajemnicą...ale pomyśl, nie jesteś głupi...czego bogowie chcą od ludzi? A teraz wybacz...-mówiąc to nakreślił w powietrzu okrąg. Okrąg szybko wypełnił się czernią. Wyglądało to tak, jakby plasterek czarnej sadzawki wirował właśnie w powietrzu.
-Istnieje jeszcze inna koncepcja...możliwe, że mój pan szuka zastępcy...ja już swoje zrobiłem...myślę, że najlepiej uczynisz pytając jego o to czego od Ciebie chce.
Krzyżowiec przeniknął przez portal. Łotr ruszył za nim, jednak odbił się od czarnej płaszczyzny.
-Przykro mi...to moja samotnia...nikt poza mną nie ma tutaj wstępu...jeszcze się spotkamy...zapewne poświęcę Ci wtedy więcej czasu, teraz jednak muszę już iść-I odwrócił się plecami do Menacea.
Portal zaczął się stopniowo kurczyć aż w końcu zniknął kompletnie...
---------------------------------------------------------------------------
Menace był zdenerwowany, jeśli nie oburzony. Żadnych odpowiedzi wiele pytań. I skąd on miał wiedzieć czego do jasnej ciasnej chcą od niego Bogowie. Oni są przecież wsechpotężni, na co im nędzni śmiertelnicy. Menace'e zamyslił się. Jeśteśmy ich marionetkami - osądził - oni bawią się nami. Jednak nie był do końca pewien, coś go dręczyło. Tajemna misja Redemptora, chaniebne czyny i ta samotnia.
- Dowiem się - postanowił - dowiem się wszytkiego. Jeśli Redemptor mi nie powie to dowiem się w inny sposób. Nie wiem jaki sposób, ale jakiś sposób napewno istnieje. A na Redemptora muszę mieć oko.
Czas wyruszyć- pomyślał - tylko gdzie. Jestem w ślepym zaułku.
--------------------------------------------------------------------------
Redemptor pogrążał się w ciemności...jego samotnia przypominała nieco miejsce w którym spotkał swoje alter ego. Na końcu mlecznej drogi znajdował się olbrzymi, zdobiony fotel. Rozsiadł się w nim.
-Yhm...mruknał znowu sam do siebie. Robił to zawsze wtedy, kiedy odczówał ból. Zdjął zbroję i spojrzał na ranę. Znowu krwawiła.
Krzyżowiec rozebrał się do naga. Był pewien tego, że nikt tu nie wejdzie i mógł sobie pozwolić na chwilę beztroski. Rzucił wszystkie ubrania w jednym miejscu i ruszył w stronę sadzawki. Kiedy wchodzil do wody rana zapiekła
-YHM!! Jeknał głośno...Kiedy już przestała piec, rozluźnił mieśnie i rozłożył się wygodnie...zamknał oczy...zaraz kiedy to zrobił demony męczące go w snach wróciły. Jak zwykle nic nie mówiły...tylko tańczyły, śmiały się, cieszyły życiem i...raniły go. Szukał podświadomie flamberga, jakby ten miał mu pomóc rozprawić się z potworami...woda w sadzawce przybrała kolor purpury. Redemptor otworzył błyskawicznie oczy i wrzasnał
-ZERGHADISIEE!!!!
Przypomniało mu się jak mag opowiadał mu o wielkim bólu, jak pokazywał magiczne tatuaże na ręku...
Krzyżowiec spojrzał na pulsujacą ranę. Tajemnicze wzory rozbiegały się wokół niej...oplatały jego korpus i łączyły się ze skrzydłem...czuł przepływającą przez nie energię
-Yhm...jesteś kiedy chcesz czegoś, jesteś kiedy się obawiasz o swoją przyszłość...ale kiedy Cię Twój wierny potrzebuje to Cię nie ma...-warknął patrząc w noc...nie dziwię się, że szukasz zastępcy...
-------------------------------------------------------------------------
Redemptor cierpal...bardzo cierpial...mial swiadomosc, ze "cos"zaczyna przejmowac nad nim kontrole..."musze odejść"pomyslał... doszedl do swego tronu...raz jeszcze spojrzał na ranę...pulsowała intensywniej niż zwykle...nie czekal dlugo...chwycil za swoj miecz...i przebil sie nim...zasnal...z usmiechem na ustach..."szczescie"...-pomyslal-jestem szczesliwy...to już koniec odwiecznej batalii...i zasnal...i nie obudził się więcej.
--------------------------------------------------------------------------------
-Menace stanął. Istota z cienie stała przed nim.
- Więc ty nie jesteś tym paladynem
- Nie nie jestem. On i ja byliśmy towarzyszami, on chciał zmienić wiele rzeczy, ja również, lecz nie odpowiadały mi jego metody. Pogrążył się w swojej ambicji. Redemptor również nie podołał. Ty pozostań i trwaj dopóki starczy ci sił
- Wspomożesz mnie czasami ?
- Ja jestem tobą. Uwierz w siebie, to będziesz mieć moje wsparcie.
- Noc jest teraz inna, zmieniła się. Jednocześnie ciemniejsza i jaśniejsza
- Czy to ważne ? Postępuj zgodnie ze swymi ideałami , a nie będzie to mieć znaczenia
- Czy jescze kiedyś się spotkamy
- Spotkamy się W tobie.
Isota odeszła. A menace żył dalej.
-------------------------------------------------------
Redemptor zdziwiłby się, że ktoś poza nim mógł odwiedzać jego samotnię. Ale teraz już nie miało to dla niego znaczenia...spał...Skrzydlata istota przyklękneła nad zwłokami...zwłokami człowieka z którym wiązała nadzieje...przypomniał sobie ostatnią rozmowę z kontrowersyjnym krzyżowcem...
"-Minęło już 18 wiosen, z ciebie wyrósł chłopak rześki i krzepki, jednak najwidoczniej nie dbasz o to co z tobą będzie.
-Cokolwiek-odparłem.- bylebym nie musiał pomagać chorym i potrzebującym. Taka praca nie daje mi satysfakcji.
-Czy zdajesz sobie sprawę, że gdyby ktoś ci nie pomógł, to być może nie cieszyłbyś się życiem?
-Zdaję. I pewnie ten fakt nie pozwala mi się życiem cieszyć. Nie boję się śmierci Viktorze. Patrzę na otaczających mnie ludzi i nie wiem czemu ale mam wrażenie, że świat powinien paść u mych stóp. Pytasz, co chcę robić? Rządzić światem
-Nie boisz się śmierci, mówisz...światem chcesz rządzić..."
Viktor zastanawiał się, czy dobrze uczynił ratując małego Redemptora przed śmiercią...teraz odnosił wrażenie, że jednoskrzydły skazany był na wieczne potępienie...przez całe swoje życie cierpiał...był człowiekiem który nie potrafił zaznać pełni szczęscia...on chyba nie potrafił nawet zinterpretować czym jest szczęście...Viktor przypomniał sobie dzień, kiedy przeglądając notatki młodego jeszcze adepta znalazł wierszyk...
"najwidoczniej ból i cierpienie to moje przeznaczenie
powolutku...krok po kroku...pogrążam się w mroku".
Viktor podniósł zwłoki...
-To ostatnia rzecz którą mogę dla Ciebie zrobić-rzekł.
Nad zwłokami wciąż wisiała aura rozpaczy i bólu. Viktor powstał...wiedział gdzie znajduje się najbliższy grobowiec...każda astralna komnata posiadała indywidualny grobowiec dla swojego właściciela. I właśnie tam skierował swe kroki zakonnik. Po drodze zdał sobie sprawę z tego, że ciało Redemptora trawiła choroba...pozwoliło mu to być bardziej wyrozumiałym dla krzyzowca...skąd mógł wiedzieć, że istniało lekarstwo na dręczącą go zarazę. W koncu Viktor dotarł do sarkofagu...złożył na nim zwłoki, wsunął w ich dłonie miecz, przykrył tarczą i odszedł...odchodząc uświadomił sobie, że po jego policzkach płyną łzy..."zabawne"pomyślał. Ale świat trwał...ludzie zakochiwali się w sobie, kopulowali, dawali życie swojej populacji...śmierć krzyżowca nie zmieniła świata, nie zmieniła ludzi...Viktor spotkał wielu podobnych Redemptorowi...ludzi zatraconych w swojej bezsilności i ambicji...ludzi, którzy odchodzili...Zabawnym był fakt, że Redemptor mimo, że jako pierwszy śmierterlnik miał okazję spotkać boga, nie wierzył w niego...ale tacy są ludzie...taki jest dzień, taka jest noc, taki jesteś ty i ja...
------------------------------------------------------------------------------
A w ostatnim momencie wpadła mi do głowy myśl, że napiszę alternatywną wersję zakończenia...dla tych co wolą happy endy.

Redemptor cierpal...bardzo cierpial...mial swiadomosc, ze "cos"zaczyna przejmowac nad nim kontrole..."musze odejść"pomyslał... doszedl do swego tronu...raz jeszcze spojrzał na ranę...pulsowała intensywniej niż zwykle...nie czekal dlugo...chwycil za swoj miecz...Jego ręka drżała niepewnie. Pokryta była tajemniczą naroślą, podobnie jak i reszta ciała...krzyzowiec zmagał się jeszcze chwilę sam ze sobą...w końcu wygrał. Ręka chwyciła pewnie za miecz.

Minęło zaledwie dziesięć minut kiedy skrzydlaty rycerz opuścił swoją samotnię w pełnym rynsztunku. Maszerował powoli, aczkolwiek zdecydowanie. Całkiem niedawno przemierzał tą trasę..ta sama skrzypiąca furta wisząca na jednym zawiasie...te same schody...mijał szeregi ławek kierując się w stronę ołtarza...kiedy doszedł na odległość pięciu metrów, przed ołtarzem pojawiła się brama...ogromny portal kryjący noc...Redemptor przekroczył próg.
Tym razem nie czuł lęku gdy odziana w zbroję postać wyszła mu na przeciw. Postać zdziwiła się, gdy dostrzegła, że crusader posiada parę skrzydeł...nie były to czarne opierzone skrzydła które posiadali jego pomocnicy...ogromne, czarne błoniaste skrzydła uwieńczone zakrzywionymi rogami drgały lekko jakby żyły własnym życiem...
-CZEGO TU SZUKASZ REDEMPTORZE? CO SIE Z TOBA DZIEJE?
Tym razem jednak to Redemptor milczał. Kryjace się za okularami oczy patrzyły nienawistnie na nocne bóstwo...Redemptor ruszył bez słowa,ognisty flamberge zatoczył krąg nad bogiem który w ostatniej chwili wykonał unik...z Redemptorem było coś nie tak...bóg nie wiedział kim lub czym była atakująca go postać, jednak nie był to krzyżowiec który miał mu służyć. Margath(załóżmy, że tak brzmi imię boga nocy)wysunął miecz z pochwy. Redemptor nie czekał, silne kopnięcie dotarło do celu. Bóg nocy ustał na nogach i cofnął się do tyłu chcąc zwiększyć dystans. Jakże ogromne było jego zdziwienie, gdy jego przeciwnik trafił mieczem w jedno ze skrzydeł. Bóg odwrócił się...ogromna fala energii odrzuciła Redemptora w tył...nie dopuścił on jednak do tego, żeby się przewrócić. Skrzydła trzepotały unosząc go metr nad ziemię. Wzniósł się wyżej tylko po to, aby za chwilę pikować. Jednak w momencie kiedy już miecz miał dosięgnąć swego celu olbrzymia czarna dłoń, utkana z cienia pochwyciła pikującego krzyżowca. Margath ciął w głowę, chełm krzyżowca rozpadł się...Jego twarz przecinały pulsujące wzory..
-I co teraz zrobisz?-zapytał kpiąco-zabijesz mnie?Wal! Nie krępuj się! Jeżeli mam trwać trawiony wiecznym poczuciem winy oraz pustki, to lepiej abyś mnie zabił
-JEZELI BEDZIE TO NIEZBEDNE, ZROBIE TO...ZANIM JEDNAK SKROCE TWOJE MEKI DUCHU NIESPOKOJNY...POWIEDZ MI...CZYM JESTES?BO CHOC DZIERZYSZ MIECZ REDEMPTORA, ORAZ PATRZYSZ JEGO OCZYMA...NIE JESTES REDEMPTOREM
-JAM JEST DZIECIE PRZEZ CIEBIE POWOLANE DO ZYCIA...TYS ROZKAZAL MI WALCZYC W TWOJE IMIE....TYS POZOSTAWIL SAMEMU SOBIE, PODCZAS GDY MODLILEM SIE GORACO DO CIEBIE...TYS NAKARMIL MNIE PUSTKA,BOLEM ORAZ POTEPIENIEM...TOBIE ODDALEM SWOJE CIALO I DUSZE...I TERAZ JA...PODZIEKUJE CI..."OJCZE"
W tym momencie trzymająca go ręka zwolniła uścisk...wystarczająco, aby Redemptor z zaskoczenia pchnął flamberga w swego przeciwnika...ostrze ześliznęło się po zbroi docierając do szczeliny między płytami. Krzyżowiec pogłębił pchnięcie. Bóg patrzył na niego zdziwionymi oczyma.
-COZ CZYNISZ GLUPCZE?
-STAJE SIE BOGIEM "OJCZE"
Marghath cial od gory. Jednak miecz zatrzymal sie na skrzydle ktorym zaslonil sie Redemptor. Krzyzowiec poglebial rane wzduz szczeliny w zbroi Margotha...Zbroja ta w koncu, pozbyta mocowan upadla na ziemie. A margoth zaraz za nią...Redemptor chwycił nocne bóstwo za włosy..jednym cięciem oddzielił głowę od korpusu. Trzymał ją teraz na wysokości swojej twarzy wpatrując się w gasnące oczy.
-HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!TYLE MIALES MI DO POKAZANIA? ROZCZAROWALES MNIE...WSZECHPOTEZNY BOZE NOCY...UROSLES W SWOJA POTEGE, PONIEWAZ LOS RZUCIL CIE W PRZYCHYLNIEJSZE DLA BOGA REJONY? LOS NIESPRAWIEDLIWIE PODZIELIL WARUNKI W KTORYCH MUSIELISMY SIE WYCHOWAC...JEDNAK TY, MIMO CALEJ SWOJEJ SKARBNICY, SWOICH WIERNYCH...MIMO TEGO UMARLES JAK ZWYKLY SMIERTELNIK...ZALOSNE...
Po tych slowach krzyzowiec cisnal glowa w strone reszty ciala boga. Wyjal z dloni martwego miecz i ruszyl w strone tronu...Usiadl opierajac dlonie na poreczach i zamknal oczy...Nie chciał juz podbijać świata...nie chciał szerzyć wiary w cokolwiek i kogokolwiek...nie chciał nikomu wchodzić w drogę, ani nie chciał aby ktokolwiek wchodził w drogę jemu...Wiedział jak to zrobić...

Swiadkowie widzacy jak ponura posiadlosc Glast Heim odrywa się od ziemi nie wierzyli własnym oczom. Rezydencja wznosiła się wysoko w powietrze po to, aby zawisnąć na wysokości niedostępnej dla przeciętnego śmiertelnika...Cóż działo się w środku? Tego nie wie nikt...podobnie nikt nie może odgadnać dalszych losów Redemptora. Czy zaznał w końcu szczęścia? A może zamykając się sam w swojej nowej rezydencji snuł plany na przyszłość? Tego nie wiem nawet ja...
---------------------------------------------------------------------------------
-Obudz sie rycerzu
-Nie jestem rycerzem
-Otworz oczy rycerzu
-Nie jestem rycerzem
Redemptor otworzyl oczy...spoglądała nań bestia o oczach koloru płynącej lawy.
-Yhm...więc jednak piekło...
-Nie, ty żyjesz
Redemptor stwierdzil, ze nie czuje bolu...
-Nie...nie żyję, jestem w piekle a ty jesteś diabłem który przyszedł po moją duszę.
-Łamiesz mi serce przyjacielu, mówiąc, że mnie nie poznajesz.
-Nie przypominam sobie, abym zadawał się z potworami. A teraz bierz moją duszę i daj mi nie żyć w spokoju. Mówiąc to Redemptor rozejrzał się. Leżał w krypcie w swojej samotni..."zdecydowanie nie żyję, nikt nie miał prawa odwiedzać tego miejsca dopuki żyłem".spojrzał na bestię...zaś potwór zaczynał się kurczyć, nabierać bardziej humanoidalnych kształtów i przybrał postać kogoś kogo Redemptor znał...
-ZERGHADIS?!?-krzyknął nie ukrywając zaskoczenia i radości
-W każdym nas jest coś z potwora Redemptorze...Usłyszałem Twój krzyk i stwierdziłem, że przyda Ci się moja pomoc.
-No toś mi pomógł...miałem sobie słodko nie żyć...
-Dlaczego tak mówisz?
-To-powiedział Redemptor pokazując swoją ranę-usiłuje przejąc nade mna kontrole..
Zerghadis uśmiechnął się ciepło. Przypominał sobie chwile, kiedy pierwszy raz zorientował się, że coś usiłuje przejąć nad nim kontrolę...
-BWAHAHAHAHAHA, mój młody przyjacielu...to nie jest klątwa, tylko zaszczyt...nie znam wielu ludzi, którzy otrzymali taki dar...Zaufaj mi, wszak jestem starszy od Ciebie...tą bestię można kontrolować...a moc którą zyskasz w zamian, będziesz mógł jeszcze jakoś spożytkować...spójrz-Zerghadis znowu zmienił formę-widzisz? I całkowita kontrola...ćwiczyłem przez pięćset lat, ale udało mi się, ujarzmiłem bestię...ty też możesz.
Mag podał rękę Redemptorowi
-Ale to boli jak diabli
-Hahahaha!Wiem...ale przestanie...mnie przestało to i Ciebie przestanie...
-Ale ty jesteś magiem, Tobie łatwiej...
-Hmmm...i uważasz, że to jest wystarczające wytłumaczenie? To, że Tobie jest trudniej...powinno Ci dawać satysfakcję...Rozejrzyj się Redemptorze...wielu ludziom jest źle...nie oszukujmy się, ten swiat jest obrzydliwy, tak ja też go nienawidziłem...ale ludzie sobie radzą...masz potencjał chłopcze, też sobie poradzisz...weź się tylko w garść.
-Nie lubię kiedy mnie pouczasz...ale chyba masz rację...jak zwykle...
-Hahahaha! Wiem
-Utraciłem gdzieś swoje pragnienia...nie mam motywacji...nie chcę...
-Hmmm...nic na siłę Redemptorze...ale...nie wiem czy pamiętasz, Twoim pragnieniem było podbicie świata...Może obrałeś sobie za duży cel? Przynajmniej jak na początek...może najpierw naucz się wspułżyć z ludźmi? Naucz się pośród nich żyć a sami oddadzą Ci świat. Twoja edukacja...z tego co pamiętam, porzuciłeś szkołę? Chcesz być panem świata? Zacznij sobą coś reprezentować...
-Ale ja już nie chcę być panem świata...to nieosiągalne
-Heh...a twoje skrzydło, twoja bestia? Do niedawna żadna z tych rzeczy nie była dla Ciebie osiągalna...Myślę, że powinieneś raz jeszcze zajrzeć w głąb siebie...w tą jaśniejszą cześć. Nie mów, że podbicie świata jest nieosiągalne, tylko zacznij od podbicia wioski...nie przeżyjesz życia na skruty...
Redemptor westchnął ciężko...powoli jego furia zamieniała się w zakłopotanie i coś w rodzaju wdzięcznośći...W słowach Zerghadisa zaiste kryły się mądrości kogoś, kto wiele przezyl.Zresztą krzyzowiec zawsze sobie cenił tego ekscentrycznego maga. Po glowie chodziło mu jednak wciąż jedno pytanie
-Zerghadisie...dlaczego mnie ratujesz? Dlaczego mnie wskrzesiłeś? Dlaczego mnie pouczasz jak gówniarza?
-Mam swoje powody dzieciaku...dorośnij i stań się silny...wtedy Ci powiem, choć podejrzewam, że sam zrozumiesz...są przecież ludzie którym chciałeś pomagać...otocz się nimi i pomagaj im...to Ci pomoże być szczęśliwym...Ech...nieważne zresztą! Najpierw dorośnij...i nie bój się...mnie nie ma, ale patrzę na Ciebie, widzę co robisz...dlatego weź się w garść...nie zawiedź mnie Redemptorze...
Po tych słowach mag-bestia otworzyła portal. Za portalem Redemptor ujrzał krainę lawą płynącą. Od czasu do czasu przed portalem przeleciał jakiś potwór, jeden zatrzymał się przed portalem i wyszczerzył kły. Zerghadis wszedł do środka i chwycił swoją szponiastą ręką za gardło potwora. Jednym ściśnięciem zmiażdżył je po czym odwrócił się w stronę Redemptora.
-Nawet w piekle można nauczyć się żyć. I nie masz nawet pojęcia jak to hartuje...powodzenia dzieciaku. Liczę na ciebie.
Portal zniknął...Redemptor znowu został sam..."przyjaciele"pomyślał sobie..."tak, muszę poszukać swoich przyjaciół"...Zszedł z grobowca...spojrzał na ranę. Nie pulsowała. Wiedział, że ból wróci, wiedzial, ze najgorsze przed nim...i wiedział, że przyjaciele mu pomogą więc nie bał się...założył zbroję i ruszył...ruszył uczyć się życia od nowa...a za nim podążała noc...
--------------------------------------------------------------------------
W piekle było gorącą i strasznie. Co prawda Ecanem , bo tak nazywał się cienisty dawał poczucie bezpieczeństwa, jednak od czarownika biła złowroga aura. Łotrzyk próbował się opamiętać. Czarownik rozpoczął rozmowę:
- Więc wykonałem moje zadanie. Dziękuje wam że powiedzieliscie mi o tragedii mojego Ucznia. Myślałem że sam sobie poradzi, ale jescze wiele mu trzeba
- My tobie również dziękujemy. Redemptor zasługiwał na drugą szansę, każdy zasługuje
- Każdy ? Aby napewno każdy ? Bwahahaha, są czyny których nawet Baldur by nie wybaczył . Spytaj Ecanema, coś on o tym wie.
Czarownik rozwiał się. Piekło wraz z nim
- O co mu chodziło ?
- Nie chce o tym mówić. Kiedyś się dowiesz, albo lepiej żebyś nie wiedział. Wiesz co to samospełniające się przeznaczenie ?
Menace wiedział o co chodzi i już więcej nie pytał

************************* Wiele lat później **********************************

Ecamen rozchlastał skrzydlatą bestię. Biegł ile sił w nogach do sali, ukrywał się był niczym cień ale bestie czasem i tak go zauważały . W końcu dobiegł do sali głównej i zatrzasnął za soba drzwi. Stał tam Margath.
- I co przychodzisz tu powstrzymać zmierzch bogów. Chcesz powstrzymać koniec. Świat potrzebuje oczyszczenia. Wyplenie zło.
- Wyplenisz zło niszcząć wszytsko. To nic nie da, Po tym jak zniszczysz wszytko zło na nowo powstanie. Je trzeba zwalczać stopione czyniąc dobro.
- Nie nie powstrzymasz mnie - Margoth odrzekl jakby szalony i udeżył
Ecanem uniknał i, jednak wiedział , że nie wygra. Miał nowy plan. Podbiegl do czarnego kryształu na środku sali. Przed wejściem do Glast Heim wchłonął troche esencji pewnego mnicha, teraz był czas by jej użyć. Stanał przed krzyształem, skoncentrował się i wykrzynał jakby nieludzkim głosem uderzając jednocześnie kamien
- UDERZENIE ASURA
Gdy kryształ pękł do Ecanema doszła myśl . Zniszczył kryształ , nigdy nie dojdzie do Ragnaroku, świat nie miał już sensu , Ecanem padł na kolana i zaczął łkać i skowytać, lecz po chwili doszła do niego myśl.
-Brama czasu, gdzieś tu jest brama czasu - pomyślał i pobiegł. Margath pobiegł za nim
--------------------------------------------------------------------------
Siedziałem jak zwykle w bibliotece by zdobywać nowa wiedze o magii… nowa wiedzie… ta jasne gdyby nie ta śliczna bibliotekarka by mnie tu nie było tylko jak z nią pogadać i o czym. Musze zobaczyć, jakie książki czyta to może cos mi przyjdzie do galowy. Podniosłem pierwsza z brzegu książkę i udałem się w jej stronę serce waliło mi jak młotem. Tylko nie panikuj, pomyślałem stała przy regale z książkami segregowała je miała długie czarne włosy figurę w znakomita piękna po prostu. Odwróciła się w moja stronę uśmiechnęła się i podskoczyła z radości. Kochanie… wyszeptała. Nagle zobaczyłem ze obok mnie stoi zakuty w zbroje rycerz podbiegła do niego i przytuliła się to tej puszki… nie wiem, co one w takich widza nie mówiąc już ze pewnie czytać to nie umieją. Spojrzała się na mnie.
- Słucham o co chodzi?
- Chciałem wypożyczyć tak książkę
- Hmm „Tajemnicze jaskinie” czy Pan profesor chce szukać skarbów?
- Lubię zgłębiać wiedze na każdy temat.
- Rozumiem w końcu jesteście szczególnie uzdolnieni 20.000 zen – uśmiechnęła się do mnie tak ciepło ze zapomniałem o moich kłopotach finansowych.
Zapłaciłem za książkę i wyszedłem z biblioteki słysząc za plecami szepty kochanków. Na zewnątrz jak zawsze piękna pogoda i durzy ruch w Pronterze zawsze jest durzy ruch. Spojrzałem na książkę i z niesmakiem włożyłem ja do torby… „Nienawidzę książek” powiedziałem sobie w duchu. Udałem się na główny plac tam gdzie stoi Kafra pojadę do Alberty może tam cos ciekawego się wydarzy nie chce mi się iść na piechotę a powozem będzie szybciej. Te uczucie te głupie uczucie, wszyscy się na mnie patrzą nie ma miejsca gdzie by na mnie uwagi nie zwrócili. Mało jest profesorów ale czy ja jedyny chodzę po miastach nawet największy uczony czasem musi wyjść by chociaż kupić sobie atrament czy cokolwiek co im potrzebne.
- Ej ty! Poczekaj chwile.
No nie wiedziałem jakiś głupek znowu się do mnie przyczepił pewnie znowu chodzi o klan czy o jakieś inne głupoty. Przyspieszyłem kroku wskoczyłem do powozu „Alberta i to szybko” krzyknąłem. Powóz ruszył będę miał chwile spokoju… Jak już dałem te 20k za ta książkę to zobaczymy co w niej jest…
--------------------------------------------------------------------------
Redemptor po wyjściu z krypty musiał zmrużyć oczy. Zastanawiał się nad tym ile czasu mógł nie żyć...i gdzie powinien rozpocząć swoje poszukiwania...coś podświadomie nakazywało mu kierować się w stronę Alberty...to samo coś mówiło mu, że zdarzy się tam coś, co odmieni jego życie...po raz kolejny, jednak skoro Zerghadis potrafił przetrwać w piekle, to on pewnie poradzi sobie wśród ludzi...Przyspieszyl kroku jakby obawiajac sie, ze coś go ominie.
-------------------------------------------------------------------
Menace był zmęczony. Od paru dni nie spał. Dużo się wydarzyło w jego życiu ostatni i działo się to tak szybko. Menace usiadł pod drzewkiem i już miał zasnąć, gdy usłyszał głos.
- Zbudź się, jescze nie czas na drzemkę !
Menace otworzył oczy. Nikogo nie zobaczył. "Przeszłyszało mi się" - pomyślał i znów zamknał oczy
-Zbudź się i wyruszaj do Alberty - rzekł głos gniewnie
- EEEe, A niby czeemu mam się fatygować do Alberty, jestem zmęczony.
- Głupcze ! Wstawaj i idz !
Menace dalej próbował zasnąć, lecz ciągle słyszał w głowie: "Wstawaj!" ,
"Zbudź się !" , "Alberta !". Lotrzyk tego znieść nie mógł. Stanął na drodze i zatrzymał pierwszy lepszy powóz.
- Alberta prosze - rzekł i powlókł się do środka. W środku siedział jakiś gość zaczytany w lekturze. Menace nie zważając na nic, gdyż zmęczenie nie pozwalało mu ocenić sytuacji, połorzył się na ramieniu towarzysza podróży.
W tym czasie Profesor JinRoh bardzo się zdziwił gdy spostrzegł , że na jego ramieniu leży obskurny Łotrzyk.
--------------------------------------------------------------------
A tak było milo... pomyślałem sam w powozie bez problemów czytałem tą nudną książkę a tu nagle w szczerym polu zatrzymuje się powóz i bierze jakiegoś pijaka… Nie widziałem jego twarzy leżał mi na ramieniu. Niech sobie leży już nie długo będę w Albercie wyjdę szybko nawet mnie nie zobaczy. Nie nawiedze ludzi zawsze musza sprawiać jakieś problemy po co ja w ogóle ja tam jadę. Ciekawe czy by się zorientował jak bym go wyrzucił z powozu… dobra na czym ja to skończyłem… a tak strona 145.
*nie określony czas później*
Jeszcze trochę mi do końca brakuje no dobra może miałem szczęście z ta książkę nie jest aż tak bezużyteczna. Ten jak spal tak śpi niezłe musiał być zmęczony, powóz zatrzymał się spokojnie jestem przed miastem Alberta miasto kupców. Płaci się tu za wszystko jak by mogli by tez dali opłaty za oddychanie ich powietrzem… musze jak najszybciej znaleźć jakaś tania karczmę gdzie odpocznę a to będzie trudne. Otworzyła się brama do miasta powóz ruszył dobra teraz jak się zatrzyma wybiegnę z niego byle tylko nikt mnie nie zaczepiał. Nagle powóz zatrzymał się gwałtownie budząc „śpiącą królewnę”. No i koniec z mojego niecnego planu... Mily badz mily powtarzam sobie cicho... albo nie wyskakuj z powozu. Szybkim ruchem podnioslem swoje rzeczy i wyszlem z powozu... nie zatrzymując się spojrzałem do tylu zobaczyłem jakaś postać stającą w drzwiach ale zachodzące słonce ograniczało mi widoczność. „Byle do przodu, tego czego najbardziej nie lubię to łotrów i klaunów"
------------------------------------------------------------------------------
Menace przebudził się. Osoba na której leżał wyszła z powozu.
Spojżał na nią i wybiegł.
- Hola profesorze JinRoh nie spodziewałem sie tu cibei spotkać
-----------------------------------------------------
Ale gwar ludzi zagluszyl wszystko... udalem sie do pobliskiej karczmy... cos w moim stylu ciemna i obskurna widac ze ludze tu sa nie mili ale przynajmniej nie beda sie niepotrzebnie gapic...
----------------------------------------------------------------------
W ciemnym kącie karczmy siedziała, z twarzą przysłoniętą kapturem, zabójczyni zwana ShadowQueen... Znali ją nieliczni bo nikt nie chciał przyjaźni ludzi Cienia.... Siedziała i sączyła drinka kiedy to wszedł do karczmy człowiek dziwnie ubrany... Pomyślała - Kim jest ten człowiek? Nigdy nie widziałam takiego stroju... Lecz po chwili dostrzegła torbę pęłną książek pergaminów i piór... - Hmm tak to musi być jeden z naukowców... jeden z nielicznych profesorów... Zainteresowała się tym mężczyzną... "Czego on szuka w mieście kupców... Coś tu jest podejżanego... Muszę się dowiedzieć czego on szuka..." - myślała Shadow... Obserowała go z ukrycia przez niespełna 2 godziny, aż do momentu gdy w karczmie pojawił się łotr i podszedł do niego... "Hmm znam tego łotra skądś... pytanie brzmi: skąd?"
-----------------------------------------------
(byl to zbur obowiadan z forum NN pisali go Redemptor, Menace ostatnia czesc ShadowQueen a ja wtracilme 3 opowiadanka tez pod koniec.






Redemptor
Redemptor byl zmeczony...zmeczony jak diabli...wszedl do karczmy...Nie mowil wiele...siadl przy barze i saczyl drinka...a cos saczylo jego dusze,,,
balbinka
kogiel mogiel z bita smietana))))
Redemptor
HAHAHAHA! Kogiel mogiel,to fakt. Musisz jednak wiedzieć, że opowiadanie to pisane jest przez kilku ludzi.

Krzyżowiec wstał w końcu. Już wiedział co było przyczyną jego niepokoju. Łotr którego dobrze pamiętał i którego widywał ostatnio w swoich snach...Podszedł do niego, bez słowa wyjął miecz i uderzył łotra tępą stroną w głowę. Menace się osunał. Następnie podszedł do naukowca
-Chodźmy, mam dla Ciebie propozycję...ty też mozesz z nami iść-dodał po chwili spoglądając na skrywającą się w cieniu zabujczynię.-jeżeli istnieje coś takiego jak przeznaczenie, to właśnie nadszedł czas aby je wypełnić.
Następnie odwrucił się bez słowa i opuścił karczmę...uważnyobserwator mógł dostrzec, że za Redemptorem szło"coś"...i to coś przykuło właśnie uwagę naukowca.
Lady Nessa
Po chwili zamyślenia ShadowQueen zdziwiona tą dziwną propozycją postanowiła z niej skorzystać i wyszła za krzyżowcem i profesorem... szła za nimi i zastanawiała się dlaczego właśnie do niej to powiedział...? o jakie przeznaczenie mu chodzi...? co MY mamy współnie robić - zabójczyni, krzyżowiec i profesor...? nie rozumiejąc z tego nic szła za nimi przyglądając się profesorowi, ponieważ nikt inny nie zwrócił jej uwagi na sobie aż tak...
JinRoh
To nie czlowiek.. myslalem idac za krzyzowcem pozory moga mylic jest w nim cos ciekawego... barazie bede mily potem sie zobaczy... Ale po co no bral jeszcze ta sinke caly czas sie na mnie gapi czuje jej wzrok. Jest ladna... ale cos mi w niej nie pasuje a jesli Eskarin wynajela ja do zabicia mnie... musze sie miecz na bacznosci.
Zaczynalo sie robic ciemno ludzie juz nie krzatali sie tak szybko jak wczesniej tak jak by ogarniala ich sennosc. Sprzedawcy powoli skladaja stragany ludzie klada sie spac.
Jestesmy na miejscu- powiedzial Red.
Stalismy przed jakims domem slabo zadbanym, kiedys tu byla piekarnia teraz chyba jest opuszczaony na taki wyglada... Pamietam jak bylem maly i chodzilem tu rano po pieczywo tak dawno to bylo a czuje ten zapach jak by ta piekarnia nadal istniala.
Rycez silnym kopnieciem otworzyl drzwi domu......... nie podoba mi sie to...
Alid
Cały dom był pokryty dziwnym cieniem... jedyną rzeczą która pozwalała cokolwiek zobaczyć to blask światła przez wyłamane drzwi. Dom wyglądał jakby przeszedł jakąś tragedie. Wszystkie meble były zniszczone a ściany pokryte pajęczynami. Zmysły Sinki były niezawodne, natychmiast na koncu glownej sali dostrzegła zarys maga z małym gryzoniem na ramieniu kryjącym się w cieniu. Miała złe przeczucia co do tego osobnika, dlatego natychmiast wysunęła sie napszód grupy i rzuciła sztyletem w tamtą stronę, lecz gdy tylko wyciągała sztylet. Tajemniczy mag wypowiedział zaklęcie teleportacji i zniknął wraz z dziwnym cieniem. W tym momencie profesor był prawie pewny, że to pułapka. Mimo to zachowywał się spokojnie, postanowił poczekać na pierwszy ruch wroga. JinRoh i ShadowQuuen paczyli w stronę Redamtora, czekając na wyjaśnienie.

Ostatnio zmieniony przez Alid dnia Pią 23:33, 24 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
Redemptor
HAHAHAHAHAHAHA!! Menace zginął;P. Chyba, że Menace to Alid:>...

-Witajcie-rozpoczął Redemptor zastanawiając się co ściągnęło go do tego domu.-Pewnie każde z was zastanawia się nad sensem ściągania was do zaszczutej rudery...Dlatego więc zadam was pytanie...Każde z was z jakiegoś konkretnego powodu wyruszyło do Alberty...jak się wam wydaje? Jakiego? Słucham waszych odpowiedzi-mówiąc to oparł się o ścianę.
Lady Nessa
Siedze w Albercie od tygodnia - miałam jakieś dziwne przeczucie żeby tu być... kobieca intuicja? a może intuicja sinki? Jednak teraz wiem, że tu chodziło o coś a dokładniej COŚ wielkiego... co? - jeszcze nie wiem... W każdym razie czuje, że musze zapomnieć o tym co mnie łączy z ShadowQueen i zacząć nową przygodę, przygodę życia... Od teraz mówcie mi LadyNessa - powiedziała Shadow i również oparła się o ścianę, wzrok wlepiająć w profesora... *** co on tu robi? *** - szukała jakiejś podpowiedzi na to pytanie od jego pojawienia się w karczmie... ***tak zaraz się dowiem po co on tu przyszedł*** - w zamyśleniu zamilkła lecz nie spuszczała go ze wzroku...
JinRoh
-Nie musicie wiedziec co ja tu robie- mowiac to znalazlem miejsce gdzie nie ma okna ani drzwi musialem miec cos pewnego za plecami. Kucnolem pod sciana tak aby wszystkich ogarnac wzrokiem. Teraz czulem sie troche bezpieczniej ale nadal byl we mnie ten niekpoku.
-Zadajcie lepiej pytanie co ja robei w tym miejscu z wami? Zna ktos odpowiedz na to pytanie? Jak narazie ja bede patrzec i sluchac nie wyjawie ludzia co ledwo poznalem powodow mojego pobytu w Albercie - Prawa reka przeszukuje kieszenie sprawdzajac czy posiadam wystarczajaco duzo gemow by wrazie czego sie bronic niestey duzo tego nei bylo ale powinno starczyc.
-Jedno wiem- mowilem dalej- Ty... krzyzowcu... ukrywasz wcale nie mniej tajemnic niz ja. Czy nie powinienes zaczac od siebie?
Nastala glucha i niewygodna cisza... przez lekko uchylone drzwi wejsciowe do sierodka wdzieral sie podmuch swierzego powietrza z nad morza, uprzyjemnialo to pobyt w tej zgnilej norze.




Redemptor



Krzyżowiec spojrzał martwym zpojrzeniem na profesora...uznałby, że jest bezczelny, gdyby nie wrażenie, że znał go już dość długo i zdążył przywyknąć do jego jestewstwa...wstał i odwrócił się do okna.
-W każdym z nas...istnieją dwie walczące ze sobą strony...dobro i zło, dzień i noc...Ciężko stwierdzić co jest dobrem a co złem...często "pokrzywdzona strona"będzie uznawała nas za tych złych...Szukam ludzi naznaczonych nocą...szukałem was,gdyż wyczówam w was noc, walkę z rozpaczą, ucieczkę od bólu...dostrzegam w was czarną płachtę rozgwieżdżoną miliardem małych światełek i bladą tarczą księżyca...chcę odbudować pewną potęgę, pewną legendę która zatruta jadem nie zdążyła się w pełni narodzić...teraz będzie inaczej...tak czuję...Teraz bezczelny profesorze...rzeknij...czego ty tutaj szukałeś?




JinRoh



-hymm- Ukazal sie lekki usmiech na mojej twarzy- Noc nie wiem w jaka noc we mnie zobaczyles ale ta noc ktora niby teraz widzisz jest niczym w porownaniu z tym co ja ukrywam przed swiatem... a co ja tu robie... mam sprawe do zalatwienia a raczej... Powstrzymalem sie o maly wlos, ten rycerz chce zrobic jakis klan ehehe wiedzialem po co nieznajomy gada z ludzi bo chce do klanu zaprosic a ten chce go stworzy... klan nocy bedzie orginalny bo nie slyszalem o klanie co by byl czystym zlem co on chce osiagnac tym... tego nie wiem ale niedlugo sie dowiem. W mojej glowie tworzylo sie tysiace powodow dlaczego chcial nas i czemu chce miec swoj klan jak ma na okolo tysiace innych.
Noc zbliza sie szybko w pomieszczenu panuje juz polmrok ciezko zobaczyc twarze tu zgromadzonych, nie widac juz wyrazu tylko same zarysy.



Redemptor rozmyslal...nie wiedzial, dlaczego noc tak wielu kojarzyla sie ze zlem...dla niego noc byla ukojeniem, spokojem, odpoczynkiem...
-Nie rozumiem ludzi-mruknął sam do siebie-po prostu nie rozumiem...







-Wiec czemu chcesz nas wcielic do klanu? czy moze sie zle domyslilem?- Oglodnolem sie z niepokojem sciana za mna co dawala mi pewnosc siebie i oparcie zaczela byc bardziej niepewna z karzda chwila...
-Noc... to samo zlo... -mowilem dalej z niewielkim niepokojem- Bylem w wielu miejscach skad ludzie nie wychodzili zywi i w nocy dzialy sie takie rzeczy ze nawet sobie tu nie wyobrazacie- powili zrobilem pare krokow w strone Redemptora chcialem zobaczyc jego oczy ale powoli nie widzialem juz nic noc mnie ogarniala i balem sie tego co moze nadejsc...




Redemptor



-Czy ludzie którzy tracą życie na morzu...ponieważ nie są przystosowani do życia na morzu...czy Ci ludzie uważają, że morze jest złe?Czy człowiek wpadający pod dorożkę, uważa, że miasto jest złe? Noc jest częścią pewnej całości, pewnego ładu...naucz się w niej żyć...noc nie jest zła...może nieco ponura, jednakże posiada niezaprzeczalnie swoje piękno...
JinRoh
-Dla mnie noc jest ta chwila gdzie musze walczyc o zycie...- spogladalem w glab domu cos tam bylo... czy to mozliwe ze znalazl mnie juz tak szybko? jakim cudem sie wydostal z tego labiryntu... labirynt w Ayothaya go nie zatrzymal mialem mala nadzieje i prysla...┬»Öă░§đr┘=y╦ Nagle w domu stala sie jasnosc biale swiatlo otoczyla cale wnetrze tam gdzie sie go spodziewalem nic nie bylo... jestem juz przemeczony.
-Mam nadzieje ze was za mocno nie oslepilem?- powiedzaielm niepokojacym glosem mam ndzieje ze sie nie zdenerwoje jeszcze by mi brakowalo nowych wrogow.
Alid
-Hm... światło...- i znów mag z gryzoniem pojawił się- Wybaczcie, że się wtrącę. Obserwowałem was, odkąd przybyliście do tego „domu”. Jestem Alid i tak jak was, coś mnie tu zbawiło. HAH... jeszcze dziś rano byłem zwykłym adeptem klasztoru lodu… teraz jestem adeptem dusz... Strażnikiem dusz…. To ciemność tego miejsca zmieniła mnie... początkowo się bałem, jednak uświadomiłem sobie, że nie ma czego.
Usiadłem na stołku i spojrzałem na profesora, niesamowita moc emanuje od niego coś ukrywa, tylko co...
- Ty, jednak posiadasz moc, której ja nie posiadałem. Rzucając zaklęcie światła wyrzekłeś się mroku. Miałeś wybór, którego ja nie miałem..., jednak czy jestem na straconej pozycji? Nie, nie jestem, mrok dał mi ukojenie i spokój ducha, którego nigdy wcześniej nie zaznałem. Noc... nie jest zła, mrok to dar od Bogów i my zostaliśmy wybrani by go nosić! Mimo wszystko szanuję twój wybór.
Odwrócił twarz na Redemptora.
- Ty. To ty zostałeś wybrany na naszego przywódcę i chodź nie znam cię, jednak czuję, że powinienem Ci zaufać. Dlatego ja i mój mały przyjaciel- spojrzał na mysz na swoim ramieniu- pragnę przyłączyć się do ciebie.
No i stało się... przepowiednia się rozpoczęła a ja będę ją kontynuował.
Pamiętam jak w klasztorze lodu czytałem księgę „Początek nocy”, wszystko wydaje się takie nie wyraźne. „Nawet największa podróż rozpoczyna się od małego kroku...”.
Lady Nessa
Nessa obserwując wszystko w milczeniu, nadal opierając się o ścianę w końcu postanowiła się odezwać... a odpowiedziała krótko i zwięźle - I ja za Tobą pójdę, lecz najpierw przedstaw się i powiedz co planujesz...
Redemptor
JinRoh dziekowal bogom, ze jego swiatlosc nie oswietlila calego oblicza Redemptora...
-JAKEM REDEMPTOR-rzekl pozagrobowym glosem-glos ten mrozil krew w zylach zebranych-MOJA WIARA...MOJ CEL...AAAAARGHHHHHHH-krzyzowiec chwycil sie za glowe...widac bylo, ze walczy sam ze soba...widac bylo, ze walczyl ze soba od dluzszego czasu...
-JA...WAS OPUSZCZE...-rzekl smutnym tonem-MOJ SWIAT...MIESCI SIE DALEKO STAD...ALE ZLOZYLEM KOMUS OBIETNICE...DOTRZYMAM JEJ...
I wyszedl...Magowie czuli ta aure..."zla"aure...
Alid
Z nie pokojem patrzyłem jak Redemtor w wręcz przeraźliwy sposób opuśćił ruine domu.... nękały mnie nie pokojące myśli...
Czyżby mój instykt zagasł!? nie, nie możliwe to energia tego miejsca przyćmiła moje zmysły... kogo ja oszukuje?! odkąd mrok jest we mnie nic co mroczne nie jest mi nie znane..., od kiedy przybyłem tu czułem w nim mrok, teraz to nie mrok ogarnoł jego dusze to była potężna zła moc, tylko jaka? Jego moc vitalna jest silna przez cały czas katrolował to "coś".Zło jest w jego duszy, którego ja nie potrafilem spostrzec a przecież moim żywiołem są dusze...
Stanoł z stołka i martwym wzrokiem spojżał na JinRoh`a
- Opuscił nas... jestem niemal pewny, że na jego duszy spoczywa klątwa, chodż serce mówi mi żebym wyruszył za nim. Rozsądek mowi "NIE", w tym stanie jest zbyt potęzny abym zrobił mu cokolwiek, a już napewno nie zdołał bym mu pomoc. Profesorze... ty z nas masz najwiecej doswiadczenia... doradź mi radą... ja kierowałem sie przepowiednia... teraz jednak widze, że nie wszystko można przeczytać w ksiązkach.
Bezradny oparł się, i spojżał na ziemie a w jego oczach pojawiły sie zarysy łes
- Myślałem.... że wszystko będzie inaczej... jestem jedyny w swoim rodzaju, nigdzie nie ma klasztoru dusz, jestem wyjatkiem... nigdzie mnie nie zaakceptują... Co.. co mam teraz robic...
Nikana
Biegła ile sił w nogach, bała się, że nie zdąży.
"Panie, dodaj mi sił, muszę tam zdążyć" - pomyślała rozpaczliwie i wykorzystała resztki swych sił, by jeszcze bardziej przyspieszyć.
Wtem zderzyła się z jakąś ciemną postacią. Przewróciła się na ziemię boleśnie się obijając. Spojrzała w kierunku "przeszkody" i otworzyła szerzej oczy.
- To on... - wyszeptała ledwo słyszalnie.
Była pewna, że to jego szukała, teraz jednak nie wiedziała co by mu miała powiedzieć.
Spuściła oczy i wstała.
- Przepraszam Cię Re... - zorientowała się trochę za późno, że przecież nie może ujawnić, że zna jego imię - yymm... Krzyżowcu... - zakończyła dość niemrawo.
Szybko go wyminęła i pobiegła dalej nie oglądając się za siebie.
W pewnym momencie trafiła do miejsca jej nie znanego. Rozejrzała się...
- NO PIĘKNIE! ZGUBIŁAM SIĘ! - kopnęła ze złością w jakiś kamień.
Wtem jej wzrok przykuł stary, tajemniczy dom. Drzwi były uchylone, pomyślała więc, że jeśli tam zajrzy, nie będzie to żadnym przestępstwem.
Powoli weszła do środka. Jej oczom ukazał się dość ciekawy widok.
Sinka, Profesor i Mag w jednym miejscu, przy czym ten ostatni wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Poczuła tu jakąś beznadzieję i tajemniczość sytuacji.
Gdy potknęła się o coś i przewróciła wprost pod nogi załamanego mężczyzny. Uśmiechnęła się trochę krzywo, zrobiło jej się głupio.
Miała tylko nadzieję, że jej wejście ich nie rozzłości.
Alid
nastąpiła kłopotliwa cisza... cała grupa patrzyła na osobe, która niespodziewanie wpadła do domu,
"ciekawe...- pomyslałem- i znów kogoś tu sprowadza, czyżby i ją mrok sprowadził? i dlaczego nic nie mowi... w końcu to ona tu niespodziewanie wpadła, cisza trwała... dlaczego wszyscy stoją i nic nie reagują?!"
- Witaj, (nie wiem jaka profesje masz XD jak bede wiedzial to z edituje ten nawias) jestem Alid, jednak uważam, że to ty powinaś sie przedstawić... i jak przymuszaczam ciebie też coś przyciągneło do tego miejsca, niestety chyba się spuźniłaś...
"Cholernie duzo sie nas, zebrało... może jednak nie wszystko stracone, moze... DOSYC! koniec z gdybaniem pora działać!"- znów pomyślałem.
- I ja was teraz opuszcze. Do zobaczenia towarzysze.
Wymawiając to Alid steleportował sie gdzieś i opuścił ruine domu.

Ostatnio zmieniony przez Alid dnia Nie 11:52, 02 Kwi 2006, w całości zmieniany 3 razy
Nikana
- Przepraszam - powiedziała cicho.
Wstała i otrzepała ubranie.
"Jakie to wszystko dziwne... zbierają się w jednym miejscu, by coś może ustalić, a potem bez niczego odchodzą..." - pomyślała.
- Zwą mnie Nikana...
Czuła się tu źle... jakby czar miejsca prysnął.
- Chyba pomyliłam mejsca - skłamała wycofując się.
- To ja już pójdę, nie będę przeszkadzała...
Uśmiechnęła się niepewnie i pośpiesznie wyszła na ulicę.
Rozejrzała się i poszła w lewo, czując, że to właśnie tam powinna się udać...
Lady Nessa
Nessa była zszokowana całą tą sytuacją. Wyjszła bez słowa z tego okropnego budynku za drzwi i skierowała się w stronę drzewa na przeciw wejścia... Wyskoczyła na jedną gałąź, następną i usadowiła się tak aby nikt jej nie zauważył...
czemu profesor jeszcze nie wychodzi... poczekam i pójdę za nim... zastanawiała się zabójczyni... muszę się dowiedziec kim on jest, nigdy wcześniej nie zwracałam takiej uwagi na jedną osobę, na jednego mężczyznę. Zadając sobie coraz to nowe pytania siedziała na gałęzi wśród liści i obserwowała wyjście, czekając na profesora...
JinRoh
Za bardzo jestem zmęczony by cokolwiek robić musze się stąd wyrwać…
-Zapewne powiadam wam ze jeszcze się spotkamy, ale w tedy będziemy już…- nie chciałem kończyć, bo nie byłem sam pewny tego. Wyciągnąwszy rękę do przodu krzyknąłem Teleport!!! Łuna białego światła otoczyła mnie po czym znikłem by pojawić się trzy metry od drzewa na którym siedziała Ness. „No ku@#$ nawet to mi nie wychodzi” rozejrzałem się ale nikt nie zobaczył gdzie się pojawiłem z wyjątkiem Nessy która ze zdziwienia mało nie spadla z gałęzi. Udałem się w strona mola…już w nielicznych budynkach paliło się światło miasto powoli zasypiało a świat który ja znam dopiero się budził. W samym porcie był spokój było zdziwił mnie widok tylko jednego zakotwiczonego statku od kiedy pamiętam zawsze było ich dużo. Sialem na jednej z rozładowanych skrzyń tuż nad woda… Szum morza zawsze mnie uspokajał.
Nikana
Nie znała się jeszcze dobrze w tych terenach, toteż zaskoczył ją fakt iż doszła do miejsca w którym już była. pokręciła głową.
"Większej debilki świat nie widział" - pomyślała.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że kobieta, krórą widziała w środku domu siedzi na drzewie. Poszła dalej, zauważyła molo...
Po kilku krokach na jednej ze skrzyń rozpoznała siedzącego mężczyznę, który również był w tamtym domu...
Westchnęła.
- Będę Ci przeszkadzać, jak się doczepię? - spytała cicho.
JinRoh
Wpatrujac sie w fale rozbijajace sie o molo spokojnym glosem odpowiadam:
-Jasne czemu nie moze mi ty bedziesz wiedziec bo powiadaja ze prosty umysl moze rozwiazac wile spraw dla medrcow niepojetych... jest niewiele rzeczy ktorych nie rozumiem a te spotkanie to jest jedna z nich... przybylem tu w ninnym celu uciekajac od wlasnej klatwy a tu napotykam cale stado potepiecow. Uciekam od ludzi bo przy mnie ich czeka tylko smierc a oni lgna sie do mnie jak muchy do gow...miodu. Znasz odpowiedz na ta pytanie? Odpowiadaj szybko bo malo czasu mam juz zanim mnie odnajda...
Nikana
Spojrzała gdzieś przed siebie.
- Wszystko ma swój ukryty sens. Widać tak ma być. Uciekając przed ludźmi nie zauważasz, że tak na prawdę potrzebujesz ich pomocy. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że ktoś by mógł z twego powodu zginąć. A skąd wiesz, czy nie będzie inaczej? Że oni uratują ci życie... nie jesteś w stanie tego przewidzieć, przyszłość wciąż się zmienia. Kto wie, czy to stado potępieńców, jak nas nazwałeś, nie jest w stanie uwolnić cię od klątwy...
Spojrzała na jego twarz.
- A dokładniejszą odpowiedź wskaże ci czas...
Lady Nessa
Nessa zeskoczyła z drzewa i podążyła za tą kobietą... schowała się w cieniu i obserwowała ją... gdy ta doszła do mola zauważyła, że kobieta kieruje się w stronę profesora... 'hmm...' pomyślała 'czy to przypadek czy też przeznaczenie... myślałam, że go już więcej nie zobacze po tym jak się nagle pojawił i równie szybko zniknął spod tamtego drzewa... Zobaczymy co los pokaże... a tym czasem podejdę troszkę bliżej... tylko żeby mnie nie zauważyli... ' - jak pomyślała tak zrobiła... podeszła w stronę mola i usiadła na schodach w pobliżu profesora i kobiety...
Alidur

***

(...)„Adito tera- teleport” po czym z teleportowałem się do leśnego gaju:
- Hmm...- Zamyśliłem się- „Historia magistra vitae est”. Ile w filozofii potrafi być prawdy.... przybyłem do budynku aby dopełnic moje przeznaczenie. I stało sie jak było mi powiedziane. Moja skóra z czarniała a na ramieniu pojawil sie stygmat "Guardian of Souls" szata zmienila barwy na kasztanowo-błękitne. Nie jestem już taki jak dawniej, zmieniłem się... moje przeznaczenie sie dopelnilo, jednak to nie koniec mojej podruzy. "Bez wzgledu na to co sie stanie, zycie musi toczyc sie dalej". Co z tego, ze stalem sie Straznikiem Dusz, skoro teraz nie mam co z soba zrobic... co zrobic...?
Polozylem sie na trawe, patrzylem w gwiazdy i myslalem.
Skoro tak mialo byc... to musi byc gdzies miejsce dla mnie. Odkad jestem na tym kontynencie to, to miejsce jest moim miejscem, moja samotnia... Jednak nie o takim miejscu mowie, nie mam juz nic do stracenia. Pujde za nim... za Redemptorem.
Odwruciłem glowe w lewa strone i spojrzalem na mego towarzysza
- Wiesz... lubie z toba rozmawiac, ty jeden mnie rozumiesz- z usmiechem powiedzialem do myszy
- Ah, nocą jest tu jeszcze piękniej niż w dzień- powiedzialem z podziwem
Lezalem i jakbym zapomnial o wszystkich moich pytaniach, przypatrywalem sie gwiazdom. Po chwili zasnolem.

***
JinRoh
-Pani Nesso... moze mi Pani powiedziec czemu Pani mnie sledzi od samego poczatku jak tylko zobaczyla mnie Panie w Innie? - Powiedzialem glosnym lecz spokojnym glowsem nie odwracajac sie do Nessy lecz patrzac sie dalej w jeden punkt w wodzie... Wstalem i powoli stanowczym krokiem zblirzalem sie do Nessy..
-Moze Pani jest kolejna ofiara tej dziewki malej biednej priestki co stracila wszytko przez zlego opentanego zlem profesorm i nie wiadomo co jeszcze wymyslila w koncu Pani zaoferowala swoja pomoc by mnie zabic itd itp- gdy bylem juz w polowie drogi wypowiedzialem zaklecie zaczynalem swiecic niebieskaym swiatlem Energy Coat... Patrzalem ze smutkiem na Sinke a nawet mi sie podobala byla ladniejsza niz ta w bibliotekarka no ale trudno chyba sie nie zaprzyaznimy... zobaczymy... nie nie zobaczymy. Jak ONA ja przyslala nie ma co gadac...
-Nie jestem az taki zly jak ONA mnie malowala... -szybkim ruchem zlapalem ja za szyje chciala sie wyrwac ale nie udalo sie jej -Ę▄Ň░┴Ţ╝«*○+Ü- wypowiadajac zaklecie w dziwnym mrocznym jezyku zniknelismy przemieszczenie w przestrzeni jeden z czarow ktorych nie powinienem wymawiac... wygladalo to tak jak zawsze czasi sie zatrzymywal i wszystko sie rozmazywalo przy tym sie czulo sie taka lekkos taka jak juz przed zasnieciem..
Rozmazane otoczenia zaczelo nabierac ksztaltu kamienie uliczne zamienily sie w piasek latarnia w palma tam gdzie staly domy pozostaly po nich tylko zgliszcza... puscilem Nesse i nerwowo sie rozejrzalem z przerazeniem spojrzalem w jej oczy byla zmieszana nie wiedziala co sie dzieje i dobrze taki cel byl tego czaru niemialbym wiekszysch szans w walce z zabujczynia ale... to co zrobilem nie bylo moim zamiarem i Ness juz chyba o tym wiedziala...
-Oj nie dobrze <powiedzialem nerwowo> ale jestesmy nadal w albercie to jest dobre... tylko ze ona tak bedzie wygladac za jakies 800 lat. Ja.... -nie moglem dokonczyc jak by mi zabrako powietrza... przenosilem sie juz w czasie ale nigdy az tak daleko aura otaczajaca mnie znikla... stacilem cala mane oby nikt nas nie widzial nic nie znienic bo bedzie zle- Ness.... ja... nic...- niczym kloda upadlem na zniemie nie mialem sil utrzymac sie na nogach nie mialem sily na nic nie widzialem juz dobrze na oczy... no to juz po mnie pomyslalem... po czym stracilem przytomnosc...




Lady Nessa
echh gdzie ja zapodziałam te liście...?! - przeszukując szybko kieszenie w końcu znalazłam kilka liści, wzięłam jednego, roztarłam w dłoniach i podłożyłam koło nosa profesorowi - To Cię na pewno obudzi... - profesor po chwili otworzył oczy, ja natomiast dalej szukałam czegoś co może mu dodać sił... - hmm gdzieś miałam tą miksturę, białą miksturę, którą dostałam od znajomego alchemika... a tak, to ona - Masz wypij to, poczujesz się lepiej... - po tym jak wypił miksturę zapytałam - Profesorze może mi pan powiedzieć co się stało? jak to możliwe? Lecz nie niech pan odpocznie jeszcze chwile... ja w tym czasie odpowiem na pana pytania... Gdy ujrzałam pana w karczmie - co jest rzadko spotykane widzieć naukowca w karczmie - zwrócił pan moją uwagę na sobie... postanowiłam się dowiedzieć kim pan jest i co pan robi w mieście kupców... wtedy wpadł ten krzyżowiec, dalszą część pan zna, lecz gdy on wyszedł postanowiłam, że dowiem się o panu czegoś więcej... szczerze mówiąc nikt jeszcze nie zwrócił mojej uwagi tak jak pan... wtedy gdy siedziałam na drzewie a pan się pojawił tak nagle wyrwał mnie pan z zamyślenia. Dziwne... - sama się dziwię... nigdy nie zdażało mi sie zdekoncentrować... i rzadko kiedy ktoś mnie zauważa w moich kryjówkach... ale to inna historia... o kim pan właściwie wspominał? kim jest ONA? na prawdę nie mam pojęcia o co panu chodzi... Pan po prostu ... ach nie ważne... teraz niech pan tutaj usiądzie i odpocznie ja natomiast będę siedzieć i pilnować by nic więcej nie zakłóciło pana spokoju... prosze odpoczywać - porozmawiamy jak pan będzie w pełni sił... - usiadłam obok i czekałam... czekałam aż profesor odpocznie...
JinRoh

-Dziekuje...- czuje sie ndalal slabo i bardzo zmeczony piekna asasyna siadla obok mnie i rozglada sie uwaznie czy nikt sie nie zblirza bezwiednie polozylem glowe na jej nogach powoli zasypialem czulem jak delikatnie glaszcze mnie po glowie jest do bardzo mile uczucie...
Poczukem mocne uderzenie w glowe ale nie stracilem przytomnosci obudzielm sie w karczmie na stole leza puste butelki po winach niedokonczone jedzenie.... - No tak znowu sie upilem a jaki fajny sen mialem nie straszny troche... czasa sprawa z czasem... eh dobrze ze mi sie to snilo ale ten Crus i reszta oni byli na prawde... i co teraz...co ja robilem w czoraj bylem przeciez nad morzem...- powoli staralem sie przypomniec co zaszlo ale wszystko jak by za mgla rozmawialem z sina jakas wiem ze ktos mnie sledzil... eh nic sie nie satalo siadlem w barze i pilem a puste butelki ukladelme w piramide i widocznie spadly mi na glowe... Ale skad taki dziwny sen... ona mnie przesladuje... na oczyl ledwo widzialem wszytko za mgla jeszcze nie wytrzezwialem za oknem jeszcze jest ciemno wiec nie minelo duzo czasu. Chcialem wstac ale z hukiem padlem na ziemie...
Nikana

Zniknęli... Przetarła oczy z niedowierzaniem. To nie wylądało jak zwykły teleport. Pokręciła głową.
Czyżby znowu miała zwidy?
Westchnęła, chyba powinna się udać do kogoś od mózgu, bo to już nie jest normalne, by mieć takie długie halucynacje.
Wstała i skierowała się na ląd.
No tak... i znowu to samo... gdzie ma iść? Czym się zająć?
Spuściła wzrok, usiadła z bezradną miną na ziemi.
Lady Nessa

nie to nie ma sensu - nie będę przecież cały dzień za nim chodzić... - wstałam ze schodów i wróciłam do miasta, w końcu miałam do załatwienia kilka spraw... po całym dniu spędzonym na nogach w końcu załatwiłam wszystko w tym mieście - teraz muszę coś zjeść i się przespać - rano wracam do domu... - Poszłam do karczmy aby coś zjeść i położyć się w wynaję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie W
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:47, 12 Sty 2008    Temat postu:

Ej ja to pamiętam. Ale tylko troche. Wiem że w tym opowiadaniu Krzyżowiec przezywał ból i gdzieś szedł i sie lał z jakimś aniołem, Menace go śledził, Krzyżowcowi chyba skrzydło wyrosło. Była też historia z przenoszeniem do innego wymiaru czy coś.

Pamiętam to bo czytałem to na starym forum NW z KDRa. Ale nie pamiętam wszystkeigo tylko to co napisałem powyżej. Dobrze że to zapodałeś tutaj Red. Odświerze sopbie pamięc Smile

ps. tzn nie czytałem tego teraz tylko tak przeleciałemten tekst i już mi zaświtało, jak znajde czas to poczytam Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charlie W dnia Sob 15:48, 12 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diamono
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lwow, Ukraina

PostWysłany: Sob 16:49, 12 Sty 2008    Temat postu:

hehehe a ja to wszystko przeczytalam Smile udalo mi sie.. ale belendow (bledow) w slowach .. hihihi czy to ktos sprawdzal?
no wiecie.. koncowka smutna.. wszyscy po swoich katach sie rozleciali.. no to teraz NW REAKTYWACJA Smile kto zaczyna?

PS jak czytalam nie moglam sie oderwac od czytania.. chociaz czytalam hmm o 3 nad ranem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 17:20, 12 Sty 2008    Temat postu:

Ja to baaaaaardzo dokładnie pamiętam;D
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 18:36, 12 Sty 2008    Temat postu:

hej wy! niby wszyscy dobrze to znacie, ale ja nie znam was. Jak to? xD (kto jest kim? ;o, bo te nicki mi nic nie mówią)
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 19:08, 12 Sty 2008    Temat postu:

mnie moj mowi wszystko ;P kurde czytac tego mnie sie niechce ale cos niecos tam pamietam ze starego forum
Powrót do góry
Charlie W
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:27, 12 Sty 2008    Temat postu:

Fajne to było mimo wszystko ^^

Alid.. nie denerwuj mnie. Karlislawa czyli mnie chyba pamiętasz co? xDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 19:38, 12 Sty 2008    Temat postu:

Alid nooo tutaj Heero z tej strony;D
Powrót do góry
Redemptor
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:40, 12 Sty 2008    Temat postu:

Hahahahahaha, nie macie pojęcia jak mnie cieszy ten zlot ekipy sprzed wiekówSmile.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie W
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:04, 13 Sty 2008    Temat postu:

mnie też ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 18:16, 30 Mar 2008    Temat postu:

Ile ten zakon już istnieje?
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 19:17, 30 Mar 2008    Temat postu:

Oj długo, ale nie jako zakon a gildia Wink ja dołączyłem, któregoś stycznia bodajże 2006roku, wiem że był to świezy okres reaktywacji po półrocznej nazwijmy to nieobecności Razz. Czyli wyszło by na to że NW powstało latem w 2005 roku? Szef powinien lepiej wiedzieć RazzP
Powrót do góry
Redemptor
nocny wędrowiec



Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:16, 31 Mar 2008    Temat postu:

Dawniej...Jin powinien pamiętać, był jedną z trzech osób które miały największy wkład w powstawanie...jakieś...2002/2003...początki ragnaroka...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 14:44, 31 Mar 2008    Temat postu:

to tak w ramach przypomnienia Razz
[link widoczny dla zalogowanych]
strona po przejęciu GL`a przez Fenrira (Ragoxa) przez krótki czas była prowadzona przez Antioha (Omena), od tego czasu nie było na niej aktualki. W sumie przeczytanie mi jej po raz kolejny dobrze mi zrobiło Very Happy Biała kraina... to od niej wszystko się zaczęło :') żałuje tylko że gdzieś inwidualne historię guildsmanów przepadły.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Pon 15:23, 31 Mar 2008    Temat postu:

Alid Ty to masz gadane & THX za info.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.zakonnocnychwedrowcow.fora.pl Strona Główna -> Kącik literacki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin